Armenia to niewielki kraj z bardzo różnorodnym krajobrazem. Wiecie już, że Ormianie szczycą się przepięknym jeziorem Sewan, na którego brzegach odpoczywają w letnie upały. Jadąc na południe kraju spotyka się bardzo suchy krajobraz – brak drzew, roślinności, łyse skały, które rozciągają się przez kilkaset kilometrów.
W małych miasteczkach typu Goris tej roślinności jest więcej z uwagi na liczne domowe ogródki, które mieszkańcy bardzo pielęgnują. Woda nie jest tu droga, co kończy się tym, że podlewają drzewa i drzewka całymi dniami. Przez co nie mamy wody nieraz w ciągu dnia. Ale takie są realia. Jeśli nie dostarczą tej wody, wszystko ekspresowo wyschnie i nic nie zostanie. Deszcz nie przychodzi tu często. Ostatnio był widziany na wiosnę. Plus dodajcie sobie do tego strasznie suchą ziemię – próbując wbić łopatę w podłoże, człowiek natrafia na litą skałę, która nie przepuszcza wody. Brak żyznej ziemi bardzo dokucza Ormianom, szczególnie tu, na południu.
Jednak nie o tej części Armenii chce Wam dziś opowiedzieć. Przenieśmy się na północ, do regionu Lori – jednego z naszych ulubionych w tym kraju.
Z Lori mamy wiele dobrych wspomnień. Pierwszy uśmiech na twarzy, myśląc o Lori, przywołuje nam na myśl nasze znajome Polki, które tak jak my są, na wolontariacie w mieście Alaverdi. Pozdrowienia! Kolejny uśmiech to krajobrazy tego regionu. My, mieszkając w naszej „suszy” przyzwyczailiśmy oczy do księżycowego krajobrazu i często zapominamy, jak to jest gdy połacie lasów ciągną się zboczami gór i dolin. I właśnie z tym kojarzy nam się Lori – to bujne lasy, żyzne gleby, wiele kwiatów na łąkach i jeden z najpiękniejszych w Armenii – kanion rzeki Debed. Jadąc do Alaverdi od strony Erywania można przez kilka kilometrów podziwiać ten przepiękny, wijący się malowniczo kanion.
Region Lori może pochwalić się wieloma, bardzo starymi monastyrami, które do dziś zachowane są w bardzo dobrym stanie. Jednym z nich jest kościół NMP w Odzunie pochodzący z V wieku! Data robi wrażenie, jednak dla Armenii to normalność. Kościół w Odzunie przeszedł niedawno remont, wiele obrazów odnowiono i można jeszcze lepiej im się przyjrzeć.
Kolejną perełką jest pochodzący z X wieku klasztor Sanahin, który stanowi niezaprzeczalnie dzieło średniowiecznej architektury. Został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO razem ze swoim sąsiadem – klasztorem Haghpat.
Kamienny krzyż, czyli chaczkar
Wracając jeszcze do samego Alaverdi. W miasteczku działa bardzo stara kolejka linowa, codziennie wożąca mieszkańców z wioski Sanahin do Alaverdi. Ludzie jeżdżą do pracy, w głównej mierze są to robotnicy z lokalnej fabryki.
I tu zaczyna się ciemna strona Alaverdi, o której muszę napisać, bo woła to o pomstę do nieba. Nad samym miastem góruje ogromny komin, z którego przez cały dzień wydobywają się okropne dymy. Fabryka pochodzi jeszcze z czasów ZSRR i ciągle jest trzymana przy życiu. Ogromny moloch z betonowymi ścianami przytłacza swoim widokiem. Sterczące, rdzewiejące zbrojenia wyglądają, jak ruina. Wielu mieszkańców nie dostrzega problemu, bo znajdując tam zatrudnienie nie myślą o innych aspektach. Moloch ich truje na co dzień i nikt nie ma na to wpływu. Alaverdi to nie tylko fabryka na szczęście, to mili ludzie spotykani po drodze i piękne góry. W Polsce miasto cieszyłoby się popularnością, jeśli tylko udałoby się zamknąć tego trującego potwora.